Wzruszenia...
- Karolina Błażejczyk
- 15 lis 2024
- 2 minut(y) czytania
Poniedziałek zaczął się ulewą, ale zaraz po niej wyszło słońce i zrobiła się sauna. Wilgotnośc powietrza z pewnością przekroczyła 80%, ale ja lubię taki klimat.

Na dzisiaj zaplanowane było spotkanie z Rukiją i wyjazd do Ukundy - zostałam zaproszona do jej domu. Co było dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Przez poranną ulewę, przyjechała dość mocno spóźniona - ale to nic. W Kenii czas ma trochę inny wymiar, niż u nas. Generalnie oddzwonię za godzinę - może w praktyce oznaczać, za 3 :) Trzeba się do tego przyzwyczaić i denerwowanie się, nic nie pomoże.
Jedziemy więc tuk-tukiem - Ja, Rukija, Diva i Zai do Ukundy. Miasteczko w pobliżu Diani. Po drodzę robię jeszcze szybkie zakupu słodkości dla Dzieci, a potem odwiedzamy Ibizę. O Ukundzie i Ibizie piszę w moim eBooku . To bardzo lokalne miejsce w Ukundzie, które warto zobaczyć, żeby poznać jak wygląda autentyczna Kenia.
Rukija zaprosiła mnie do swojego domu - właściwie to pokoju, który wynajmuje. Poznałam również jej Mamę i Rodzinę. Byłam totalnie wzruszona, ale rzeczą która doprowadziła mnie do łez był fakt, że dostałam od niej prezent... piękną chustę w motyle. Wiecie, widząc jak ona żyje, że jest samotną matką i jeszcze pomaga swojej Mamie, totalnie mnie to rozwaliło. Idziemy na spacer, (dołącza do nas Najma. Więc jesteśmy we dwie i trójka dziewczynek) żeby zobaczyć resztę okolicy, postanawiam wejść do marketu Naivas i zrobić jej zakupy - kupujemy tylko żywność i środki higieniczne. Ryż, mąkę do chapati i ugali, olej, trochę przypraw, mleko - to podstawy kuchni Kenijczyków. Potem siadamy i pijemy sok z mango. Czuję, jak mocno mam ściśnięte gardło, łzy w oczach... ale próbuję nie płakać.

To są momenty, w których mam zawsze totalne zderzenie światów i milion refleksji na sekundę. Nawet momentami przestaję lubić mój świat, który czeka na mnie już od jutra... Coraz częściej czuję, że mam dość gonitwy, wyścigu, chorych ambicji które sami sobie stawiamy.

Ponieważ jestem umówiona na kolejne spotkanie, muszę wracać do hotelu. Przy pożegnaniu z Rukiją i Dziewczynkami, totalnie się rozklejam, nie jestem gotowa na te wszystkie pożegnania, które jeszcze przede mną.
Jadąc tuk-tukiem trochę sobie popłakałam...
Przyszedł taki moment, że poczułam się dość mocno przebodźcowana. Tych emocji jest tak strasznie dużo, że momentami ciężko mi sobie z nimi poradzić. Idę na plażę, posiedzieć i popatrzeć w Ocean, to zawsze przynosi mi dużą ulgę.
Kolejne spotkanie na plaży mija w super atmosferze, nie zdążyłabym już pojechać do Mombasy, więc Mombasa przyjechała do mnie :)
Idę na ostatnią kolację, chociaż totalnie w to nie wierzę, że to ostatnia - ledwo mogłam cokolwiek przełknać ! Po kolacji show-time, a potem jedziemy do Tandoori - zakończyć mój pobyt w Kenii. Kolejne pożegnania za mną...
Ten dzień to była totalna huśtawka nastroju, od wdzięczności, radość po żal, smutek i ogromne wzruszenia.
Ja już wiem, że tutaj wrócę... po prostu to wiem !
Karolina





Komentarze